W obronie wiary – autor: Dave Hunt
Wyobraźmy sobie próbę wciśnięcia […] niesamowitej historii o Człowieku z Golgoty – gdyby miała być wymysłem – w jakieś miejsce dziejów, tak przecież pełnych wydarzeń prawdziwych i […] nierozerwalnie powiązanych… Irwin H. Linton
22 listopada 1969 roku, będąc u szczytu popularności, Jane Fonda wygłosiła wobec wiwatującej publiczności na Uniwersytecie Stanowym Michigan takie oto słowa: „Sądzę, że gdybyśmy rozumieli, czym faktycznie jest komunizm, to mielibyśmy nadzieję, to błagalibyśmy na kolanach, byśmy pewnego dnia mogli zostać komunistami”. Rzecz jasna, komuniści się nie modlą, a tych, którzy tak czynią, wtrącają do więzień bądź rozstrzeliwują.
Ludzie w rodzaju Fondy [dziś Jane Fonda odżegnuje się od dawnych poglądów, deklaruje się nawet jako nowo narodzona chrześcijanka, jednak jej poglądy są dalekie od prawowiernego chrześcijaństwa, „prawdy” o Jezusie szuka m. in. w gnostyckich ewangeliach z Nag Hammadi – przyp. red.] czy Teda Turnera (właściciela CNN) wraz z milionami nauczycieli szkół średnich i wyższych uczelni, scenarzystów i reżyserów filmowych, ludzi show-biznesu, dziennikarzy itd. nie ustają w popularyzowaniu buntu wobec Boga. Nawet wielu tzw. „biblistów” opowiedziało się za ateistycznym spojrzeniem na Biblię. Podczas ostatnich świąt wielkanocnych amerykańskie mass media roiły się od uczenie brzmiących spekulacji na temat „historyczności Jezusa”, spekulacji przeczących podstawom chrześcijaństwa. Niestety, większość kościołów ewangelikalnych nie przygotowuje swoich członków na ataki na wiarę, przypuszczane na nich na każdym wręcz kroku. Ilu chrześcijan, zwłaszcza młodych, potrafi przekonująco dyskutować z ateistami, okultystami, członkami sekt i liberalnymi teologami, obalając ich twierdzenia? „Wiara” wielu bywa raczej wiarą w kościół bądź też denominację, nie zaś w samego Boga i Jego Słowo. Rewolucja komunistyczna zrodziła się po części jako wyraz buntu przeciwko „chrześcijaństwu” opartemu na autorytaryzmie, nie zaś na prawdzie. Marks deklarował się początkowo jako chrześcijanin, dopiero później przeszedł na ateizm. Komunizm – – nazywając się „materializmem naukowym” – utrzymywał, że nie istnieje nic poza światem fizycznym. Lenin, podobnie jak Freud, uważał człowieka za mechanizm działający na zasadzie reakcji na bodźce, pozbawiony duszy i ducha. „Mechanizm” ten miałby uczyć się zachowań na podstawie doświadczenia, a zatem można by go przeprogramować poprzez „pranie mózgu”, ku zachwytowi naiwnej publiczności zwanego zwodniczo przez psychologów „modyfikacją zachowania”. Człowiek jako mechanizm reagujący na bodźce dotyka czegoś gorącego (zimnego) i uczy się, co to jest „gorąco” („zimno”). Uderzywszy się w coś twardego człowiek poznaje, co to znaczy „twarde”. Cały zasób wiedzy człowieka oraz jego nauka ograniczają się do poznawania świata fizycznego za pomocą bodźców. Argumentem na rzecz teorii Lenina może być fakt, iż nie potrafimy wyobrazić sobie nowego koloru podstawowego, co miałoby dowodzić, że nie możemy wymyślić nic, co by już wcześniej nie istniało; istnieje zaś tylko materialny wszechświat.
„Na początku stworzył Bóg niebo i ziemię…” – W tej teorii była tylko jedna – za to zasadnicza – skaza: niewiadome pochodzenie bajki o Bogu. Uznano, że to obrzydły kler wymyślił „Boga”, aby zwodzić masy – lecz komunizm zniszczy to „opium ludu”! Skąd jednakże pomysł „Boga” wziął się u kleru, skoro nikt nie jest w stanie wymyślić niczego, co by już nie istniało? Jakiż to „bodziec” mógł spowodować „reakcję” w postaci idei Boga? Nawet zachowując wierność teorii Lenina trzeba przyznać, że Bóg musiał istnieć już wcześniej, bo inaczej nikt nie mógłby Go wymyślić. Co racja, to racja!. Nic dziwnego, że Biblia nie marnuje czasu na „dowodzenie” istnienia Boga. Rozpoczyna się słowami: „Na początku stworzył Bóg…” i ostro wyrokuje: „Głupi rzekł w sercu swoim: Nie ma Boga!” (Ps 14,1; 53,2). Noblista Linus Pauling przyznał: „Jedna żywa komórka jest bardziej złożona w budowie niż Nowy Jork”. Któż zatem mógłby uznać, że nieprzenikniona tajemnica życia i nieprawdopodobna złożoność żywych komórek, nie mówiąc już o inteligencji i osobowości, powstały przez przypadek? Tymczasem w szkołach publicznych nonsens ten traktuje się jak oficjalny dogmat, którego nie wolno nawet poddawać w wątpliwość!. Ateistyczny humanizm otrzymał w Ameryce status religii w 1961 roku dzięki wyrokowi Sądu Najwyższego (sprawa Torcaso przeciwko Watkins). Jest on dziś w USA religią panującą, podobnie jak w krajach komunistycznych, i to pomimo że konstytucja zabrania popierania przez państwo jakiegokolwiek światopoglądu. Humanizm wmusza się uczniom szkół państwowych, do których chrześcijaństwo ma zakaz wstępu. Tragedią jest, że wielu młodych „chrześcijan”, nieprzygotowanych na atak, ulega praniu mózgu czynionemu w majestacie prawa – i w liceum czy na uniwersytecie „traci wiarę”. Twierdzenie Biblii, iż jest ona Słowem Bożym, ma oparcie w tak wielu niepodważalnych dowodach, iż wątpiący nie mają usprawiedliwienia. Podstawowym dowodem jest wypełnienie się setek konkretnych proroctw. O szeregu z nich już mówiliśmy w artykułach i książkach, toteż nie będziemy do nich wracać. Rozważmy natomiast trzy jasne proroctwa, o których się zwykle zapomina.
„…jestem tu, aby bronić Ewangelii” (Flp 1,16) – Po dziś dzień aktualną pozostaje Boża zapowiedź, że Izrael nie będzie miał króla, kapłaństwa ani ofiar (Oz 3,4). Bóg jednak zapowiedział również, że Izrael będzie obchodził Paschę „przez wszystkie pokolenia jako ustanowienie wieczne” (2 Mojż 12,14) – i oto Żydzi, pomimo że wielu z nich nie wierzy, czynią tak nieprzerwanie od 3500 lat. Podobne zapowiedzi innych religii nie spełniły się. Święte ognie strzeżone przez westalki w rzymskiej świątyni Westy i święte ognie Zoroastra w Persji miały płonąć na wieki. Lecz dawno wygasły – a Paschę obchodzi się nadal.
Pismo mówi, że obchodzenie pamiątki śmierci, pogrzebania i zmartwychwstania Chrystusa nie ustanie aż do Jego powrotu (1 Kor 11,26) – – i chrześcijanie po dziś dzień pamiątkę tę obchodzą zgodnie z nakazem Pana, spożywając chleb i wino. Nieprzerwana ciągłość obchodzenia Paschy i Wieczerzy Pańskiej to jedyny w swoim rodzaju dowód wiarygodności Biblii. Ponad sto lat temu apologeta chrześcijański nazwiskiem Leslie ustalił kryteria, których spełnienie się w danym wydarzeniu – utrwalonym na piśmie – pozwala uznać je za historyczne: (1) wydarzenie musi mieć wielu świadków, a wieść o nim musi być szeroko rozpowszechniona pośród jemu współczesnych; (2) tradycja upamiętniania tego wydarzenia musi rozpocząć się od razu i mieć charakter publiczny; (3) akt upamiętniania tego wydarzenia musi mieć nieprzerwaną tradycję aż po dziś dzień. Chrześcijaństwo spełnia wszystkie te kryteria. Ewangelie, Dzieje Apostolskie oraz większość Listów powstały jeszcze za życia wielkich rzesz naocznych świadków, którzy wytknęliby każde odejście od znanych sobie faktów. Wyobraźmy sobie, że w państewku tak małym jak Izrael zaraz po rzeczonych wypadkach ktoś zaczyna rozpowszechniać fałszywe relacje o rzekomych cudach, wymieniając do tego konkretne osoby i miejsca. Rzesze ciągle żyjących świadków tamtych dni i tamtych miejsc od razu odrzuciłyby takie relacje jako kłamstwo. Pamiętajmy: chrześcijaństwo zaczęło się od Jerozolimy. Opierało się na twierdzeniu, że Jezus, którego rzesze okrzyknęły Mesjaszem, o którego cudach huczało w całym Izraelu i którego ukrzyżowali Rzymianie, zmartwychwstał trzeciego dnia po śmierci! Sam fakt, że w dniu Pięćdziesiątnicy w samym sercu Jerozolimy nawróciło się 3 000 osób i że w kolejnych dniach kolejne tysiące dołączały do „nowej wiary”, stanowi niepodważalny dowód, że wydarzenia te naprawdę miały miejsce. Opozycja wobec „nowej wiary” nie przeczyła tym faktom. Chrześcijaństwo spotkało się ze sprzeciwem tylko z tej przyczyny, że podważyło autorytet i naukę rabinów. Chrześcijaństwo nie było ruchem religijnym opartym na ideologii, lecz na wydarzeniach, które faktycznie miały miejsce. Tego rodzaju twierdzeń (że Jezus z Nazaretu uzdrawiał chorych, otwierał oczy ślepców, wskrzeszał umarłych oraz sam zmartwychwstał pozostawiając pusty grób) nie można by głosić w Jerozolimie i w całej Judei, jeśli nie byłyby prawdziwe i potwierdzone przez wielu świadków. Z tej przyczyny Jezus polecił uczniom rozpocząć głoszenie Ewangelii od Jerozolimy, aby umocnić przede wszystkim tamtejszy kościół. Krótki spacer za mury miejskie w celu potwierdzenia, że grób strzeżony przez żołnierzy rzymskich jest faktycznie pusty, odbyło zapewne wielu sceptyków. Słowo o faktyczności tego najbardziej niezwykłego z cudów rozeszło się prędko – było to Boże potwierdzenie wiarygodności słów Jezusa Chrystusa. Stając naprzeciwko urzędników rzymskich, apostoł Paweł odwoływał się do ich znajomości tych faktów. Feliks, namiestnik, „dość dokładnie był obeznany z drogą Pańską” (Dz 24,22). I nie spostrzegł najwidoczniej w słowach Pawła nic odbiegającego od prawdy – wręcz przeciwnie: „Feliks zaniepokoił się” dowodzeniem Pawła (w. 25). Królowi Agrypie zaś apostoł powiedział:
O sprawach tych wie przecież król, do którego też mówię śmiało, gdyż jestem przekonany, że nic z tych rzeczy nie uszło jego uwagi, bo też nie działo się to w jakimś zakątku (Dz 26,26). Ostatnie dwa kryteria Lesliego nie pozwalają na sfabrykowanie nieprawdziwej historii po latach od rzekomej daty rzekomego wydarzenia. Mark Hopkins (według prezydenta J.A. Garfielda [20 prezydent USA, zamordowany po czterech miesiącach urzędowania – przyp. red.] idealnym uniwersytetem byłaby drewniana belka, na której z jednej strony siedziałby student, z drugiej zaś Mark Hopkins) tak ukazał logikę oceny początków chrześcijaństwa: Gdyby jakiś człowiek wymyślił Nowy Testament już po czasach Chrystusa i usiłował sprzedać to innym, byłoby to tak, jakby ktoś napisał dzieje rewolucji amerykańskiej [4 lipca 1776] i obchodzenia jej rocznicy […] mimo że o takiej rewolucji nikt nigdy nic nie słyszał i nigdy nikt 4 lipca nie świętował. A gdyby święto takie faktycznie istniało, nie można by zaproponować zmyślonych dziejów jego tradycji, różniących się od prawdziwego jej źródła. Przypadek jednak […] chrześcijaństwa ma jeszcze mocniejsze podstawy, ponieważ istnieje kilka różnych instytucji, które musiały powstać u jego początków, ponieważ chrzest i Wieczerza Pańska były obchodzone znacznie częściej [niż święto 4 lipca] i ponieważ ta ostatnia zawsze uchodziła za główny rytuał religijny, do którego ludzie byli przywiązani jeszcze bardziej niż do wolności czy do życia. Nie sposób obalić tych argumentów, które potwierdza także materiał historii świeckiej. Harmonia między Nowym Testamentem a niechrześcijańskimi pismami tego okresu – nie wykluczając pism wrogich chrześcijaństwu – jest zdumiewająca. Hopkins zwraca uwagę: Talmud [zbiór ustnych tradycji rabinicznych z ok. 200 r. po Chr.] […] wymienia Chrystusa oraz kilku jego uczniów z imienia […] [wspomina] o Jego ukrzyżowaniu […] i że dokonał wielu wielkich cudów… Józef Flawiusz [historyk żydowski, ok. 37-100 po Chr.] żył w czasie, gdy zdarzyło się wiele z tych wypadków, był też świadkiem zburzenia Jerozolimy […] [i] potwierdza wiarygodność […] wszystkiego, co powiedziano [w Nowym Testamencie] o faryzeuszach i saduceuszach, i Herodianach […] [oraz o śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa]. Tacyt [historyk rzymski, prokonsul Azji, ok. 55-117 po Chr.] pisze, że Chrystus został skazany na śmierć przez Poncjusza Piłata […] za czasów Tyberiusza jako złoczyńca, że ludzie zwani chrześcijanami wywodzą swoją nazwę od niego i że zabobon ten zrodził się w Judei i doszedł aż do Rzymu, gdzie […] zaledwie niecałe 30 lat po śmierci Chrystusa chrześcijanie byli już bardzo liczni […] [oraz] że chrześcijan spotykały szyderstwa i najstraszliwsze cierpienia […] niektórych krzyżowano, innych natomiast, nasączonych palną substancją, stawiano nocą jako pochodnie i palono żywcem. Relację tę potwierdzają i Swetoniusz, i Marcjalis, i Juwenalis… Pliniusz [Młodszy] był namiestnikiem w Poncie i Bitynii [ok. 112 r. po Chr.] […] Stawiano przed nim wielu [chrześcijan] z powodu ich wiary w Chrystusa […] [a on] wszystkich skazywał na śmierć… Jakże silne musiały być na początku argumenty na rzecz chrześcijaństwa, które skłaniały ludzi przy zdrowych zmysłach z różnych warstw społecznych do porzucenia religii przodków, by wbrew potędze cesarstwa trwać w wierności temu, który poniósł śmierć jak niewolnik!. Można by również powołać się na świadectwo Celsusa i Lucjana, i Epikteta, i cesarza Marka Aureliusza, i Porfiriusza – wszyscy oni rzucają światło na historię wczesnego chrześcijaństwa i wszyscy w ten czy inny sposób potwierdzają relacje [Nowego Testamentu] […] podobnie jak to czynią monety, medale, inskrypcje.
„Jeśli wam ktoś zwiastuje ewangelię odmienną od tej, którą przyjęliście, niech będzie przeklęty!” (Ga 1,9) – Trudno już znieść propagandę szerzoną na uniwersytetach, a nawet w wielu seminariach, propagowaną też w książkach i mass mediach przez „ekspertów”, którzy tonem niepodważanego autorytetu oznajmiają, że Nowy Testament powstał dopiero wiele wieków później i że żaden autor starożytny nie potwierdza jego relacji. Dzisiejsi sceptycy bezskutecznie atakują relację śmierci i zmartwychwstania Chrystusa u Józefa Flawiusza, który nawet nazywa Go „Chrystusem”. Józef Flawiusz nie był bynajmniej odrzucony przez swoich współczesnych, lecz uhonorowany obywatelstwem rzymskim i pomnikiem ku swojej czci, a jego pisma znalazły miejsce w rzymskiej Bibliotece Cesarskiej. Zawsze znajdowali się fanatycy gotowi umierać nawet za świeckiego przywódcę czy ideologię polityczną albo też w nadziei na wejście w ten sposób do raju (jak to się dziś dzieje z islamskimi zamachowcami-samobójcami). Jednakże nawet Ingersoll, słynny XIX-wieczny ateista, przyznał, że żaden przytomny człowiek nie umrze za kłamstwo. Tymczasem apostołowie i pierwsi męczennicy chrześcijaństwa umierali, aby zaświadczyć o faktach (cudach, Zmartwychwstaniu itd.), mimo że przecząc im mogli ocalić głowę. Cuda? Czyż nauka nie dowiodła, że cudów nie ma? Przeciwnie. Nauka może zajmować się tylko zjawiskami naturalnymi; cuda zaś z definicji są nadnaturalne. Mówiąc szczerze, cuda są nieuniknione, jeśli Bóg miałby w ogóle ingerować w bieg dziejów człowieka i przyrody. Kiedy Bóg chce dokonać czegoś, co nie wynika ze zwykłego biegu wypadków (np. Wcielenia, zbawienia czy wskrzeszenia umarłych), wtedy dzieje się cud. Chrześcijaństwo nie wstydzi się długiej listy cudów na kartach Biblii. Przeciwnie. Chrześcijaństwo – w przeciwieństwie do buddyzmu, hinduizmu, islamu itd. – wręcz wymaga cudów i opiera się na największym ze wszystkich cudów: zmartwychwstaniu Chrystusa. A jeśli ów cud zdarzył się naprawdę, wówczas nietrudno przyjąć do wiadomości relację o nakarmieniu rzesz, uzdrawianiu chorych czy chodzeniu po wodzie. Zmartwychwstanie jest sednem chrześcijaństwa. Tymczasem według ostatnich badań opinii publicznej przeprowadzonych przez Barnę 30% Amerykanów uważających się za „nowo narodzonych chrześcijan” nie wierzy w fizyczne zmartwychwstanie Chrystusa. Najwyraźniej brak im tak istotnego przekonania o tym, że Zmartwychwstanie jest dowiedzionym faktem. A bez przekonania tego nikt chrześcijaninem być nie może!. Powyższe argumenty wyjąłem z mojej In Defense of the Faith: Biblical Answers to Difficult Questions (W obronie wiary. Biblijne odpowiedzi na trudne pytania). Być może niektórzy Czytelnicy sprzeciwią się takiemu podejściu, wskazując, iż nie trzeba dowodzić wiarygodności chrześcijaństwa, gdyż wystarczy tutaj świadectwo Ducha Świętego w sercach osób znających osobiście Chrystusa jako Zbawiciela i Pana. Cóż jednak z tymi, którzy Go nie znają?. Biblia uczy, że wiara musi opierać się na faktach, a nie na uczuciach czy intuicji, nie mówiąc już o ślepym posłuszeństwie jakiemuś „autorytetowi religijnemu”. Apostoł Paweł pisał: „Wszystkiego doświadczajcie” (1 Tes 5,21). Sam Bóg wzywa: „Chodźcie więc, a będziemy się prawować” (Iz 1,18), i dał nam całą obfitość dowodów, zarówno w otaczającym nas wszechświecie jak i w swym Słowie. Jezus po zmartwychwstaniu „objawił się jako żyjący i dał liczne tego dowody” (Dz 1,3). [Według innej rodziny rękopisów słowo „dowody” jest opisane jeszcze słowem anapologetos, przekładanym jako niezbite, bezsprzeczne; taki przekład podaje BG – przyp. red.]. Musimy być zatem gotowi powoływać się na te dowody dostarczone przez samego Boga i pomagać w ten sposób szczerym poszukiwaczom Prawdy. Nauczmy się mierzyć z niewiarą, zarówno w dzisiejszym kościele, jak i poza nim!
Autor: Dave Hunt