Dziękczynienie, chwała, radość – autor: Dave Hunt
Dziękczynienie składane przez nas Bogu przy różnych „stosownych okazjach” nie zawsze bywa odzwierciedleniem postawy na co dzień. Z jaką łatwością przychodzi nam powracać do życia skupionego raczej na sobie niż na Nim, do życia upływającego raczej na utyskiwaniu niż na dziękowaniu. Chciałbym napisać o czymś, co powinno w każdej chwili cechować nasze życie. Gdyż, niestety, postawę nieustannego dziękczynienia, którą Pismo nam zaleca („dziękując zawsze za wszystko…”, Ef 5,20; BW), rzadko można wśród nas, wierzących, spotkać. Dlaczego? I jak to zmienić?
Źródło radości – Chrześcijańscy psychologowie i specjaliści od motywacji powiedzieliby w tym miejscu, że „zamiana utyskiwania na wdzięczość przemienia niezadowolenie w radość”. Wydaje się, że to bardzo atrakcyjny slogan mający pobudzać nas do dziękczynienia! Ale uwaga: ulegając temu sloganowi przyjmujemy „dziękczynne wewnętrzne nastawienie” z przyczyn egoistycznych: aby przysłużyć się sobie samemu. Tego typu techniki-placebo mogą przynieść pewne powierzchowne rezultaty i przekonać do siebie tych, którzy przez jakiś czas odnoszą z nich korzyści. W końcu jednak wymuszone uśmiechy zdradzą wewnętrzną pustkę. Prawda, i jedynie sama Prawda, może dokonać jakiejkolwiek realnej i trwałej zmiany w naszym życiu. A prawda jest taka, że mamy wiele spraw, za które powinniśmy być z serca i nieustannie wdzięczni. Większości ludzi uważających, że nie mają za co dziękować, powodzi się de facto całkiem nieźle, znacznie lepiej, niż milionom innych. To już jest podstawa do wdzięczności. Nawet w sytuacjach wręcz koszmarnych zawsze jest wiele rzeczy, za które możemy szczerze dziękować. Problem jednakże sięga głębiej.Problemem jest nasze ja, zasiadające na tronie i pragnące zadowolić samo siebie i samo odnosić korzyści, nieskore do tego, żeby zgodnie z nakazem Chrystusa zaprzeć się siebie. Oto przyczyna wewnętrznego niezadowolenia, nawet pośród najbardziej sprzyjających okoliczności. Lęk przed stratą prześladuje tych, którzy źródło swego bezpieczeństwa i radości widzą w swojej pozycji tu na ziemi i w ziemskich dobrach. Koniec końców śmierć pozbawia ich tego wszystkiego. Szczere i podobające się Bogu dziękczynienie musi mieć źródło znacznie głębiej niż poczucie wdzięczności za błogosławieństwa materialne w tym krótkim, ulotnym życiu doczesnym.
„Bądźcie wdzięczni” – Próby ziemskiego życia rychło się skończą – czy to przez śmierć, czy przez pochwycenie. Chrześcijanin wie, że choć jego ciało i krew być może umrą i zniszczeją, otrzyma on nowe ciało, „dom w niebie, nie rękoma zbudowany, wieczny” (2 Kor 5,1), ciało, które już nigdy nie zazna bólu, zmęczenia ani śmierci. Mamy „dziedzictwo nieznikome i nieskalane, i niezwiędłe, jakie zachowane jest w niebie dla [nas], którzy mocą Bożą strzeżeni [jesteśmy] przez wiarę w zbawienie…” (1 P 1,4-5). Oto prawda, która powinna zachwycić nasze serca i zawsze pobudzać nas do wdzięczności, prawda tak cudowna, że nigdy nie będzie dość naszemu za nią dziękczynieniu. Kiedy ostatni raz dziękowaliśmy Panu za życie wieczne?. Jako chrześcijanie, powinniśmy mieć serca wypełnione nieustającą wdzięcznością wobec Boga, który nas stworzył i odkupił. Jakże niezwykła jest świadomość, że choć zgrzeszyliśmy tak ciężko przeciw Niemu i staliśmy się Jego nieprzyjaciółmi, On mimo wszystko stał się człowiekiem, aby cierpieć za nasze grzechy. Jego Duch Święty szukał nas i wołał do Siebie w nieskończonej Miłości nawet wtedy, gdy uparcie trwaliśmy w egoistycznym buncie. Jaka niepojęta łaska! Jaka miłość! Jak to możliwe, że uznaliśmy te błogosławieństwa za oczywistość?. Już samo życie, które otrzymaliśmy, wraz ze zdolnością do poznawania i miłowania się nawzajem oraz – co najprzedziwniejsze – poznawania i miłowania Boga i cieszenia się Jego miłością, jest darem, na który nie ma ceny. Jaka wdzięczność powinna przepełniać nasze serca i nasze życie, z jaką żarliwością powinniśmy Mu nieustannie składać dzięki! Ukoronujmy jeszcze to wszystko niepojętym przywilejem i radością doświadczania życia Chrystusowego w naszym śmiertelnym ciele i świadczenia o Nim czynem i słowem. Jakiż to powód do nieustającego, spontanicznego dziękczynienia z głębi naszych serc!
„Wyniósł majestat swój na niebiosa” – Dziękczynienie jednak nie wystarczy. Powinno zawsze prowadzić nas do chwalenia Pana. Jest różnica między tymi dwoma. Dziękczynienie wyraża wdzięczność obdarowanego za to, co Bóg dla niego uczynił. Chwała wykracza poza dziękczynienie w sferę podziwu, wywyższania, czczenia Boga za wszystko, co uczynił, przede wszystkim zaś za to, kim On jest. Chwała przenosi nas od rzeczy przyziemnych do Boskiego majestatu, od siebie samych ku Niemu. Wywyższa samego Boga ponad wszystko. Chwała może więc płynąć tylko z takiego serca, które poznało Boga.
Jak jednak możemy w pełni poznać Boga? Czy chwała z ust istot skończonych nie będzie zawsze odzwierciedlać niedoskonałości ich poznania Tego, który jest Nieskończony? Czy nie będzie obrazą Boga taka ułomna cześć, która zawsze ujmie Mu z Jego wszechmocy? Czyż możliwe jest więc, abyśmy chwalili Go tak, jak na to zasłużył? Mimo wszystko Pismo poucza nas, że możemy i powinniśmy to czynić. Choć nasza chwała będzie opierać się na niedoskonałym postrzeganiu Boga, to w końcu dojrzeje w podziw i uwielbienie. Chwała z naszych ust stanie się miła Bogu, gdy będzie płynąć z bojaźnią – w świadomości, iż Bóg jest dla nas niepojęty. Ta pokorna świadomość przybliży nas do Niego, pozwoli głębiej zanurzyć się w Jego miłość i skłoni do pilniejszego Jego szukania.
„Ciebie pragnie dusza moja” – Gorącym pragnieniem serca Dawida – i serca apostoła Pawła – było poznanie Pana i możliwość nieustannego przebywania w Jego obecności: „Jak jeleń pragnie wód płynących, tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże” (Ps 42,2; 63,2). „O jedno prosiłem PANA, o to zabiegam: Abym mógł mieszkać w domu PANA przez wszystkie dni życia mego, by oglądać piękno PANA” (Ps 27,4); „wszystko uznaję za szkodę wobec doniosłości, jaką ma poznanie Jezusa Chrystusa, PANA mego, […] żeby poznać Go” (Flp 3,7-14). Cóż bardziej godniejszego?. A jednak jako młody chrześcijanin myślałem sobie, że werset Hbr 11,6 („kto […] przystępuje do Boga, musi uwierzyć, że On istnieje i że nagradza tych, którzy Go szukają”) to przepis na otrzymywanie różnych rzeczy od Boga. Jeżeli będę Go szukał – jak zaleca ów werset – wówczas nagrodzi mnie on pożądanymi przeze mnie doczesnymi dobrami. Niestety, przeoczyłem prawdę, że mam szukać Jego! A jak mogłem szczerze szukać Jego, jeśli tak naprawdę zależało mi przede wszystkim nie tyle na Nim samym, co na różnych darach od Niego? A nawiasem mówiąc, czy faktycznie zrobiłbym „dobry interes”, gdybym zamiast samego Boga otrzymał takie czy inne rzeczy?!. Czego możemy oczekiwać, kiedy będziemy pragnęli tylko Boga i kiedy w nagrodę da nam On samego Siebie? To przedsmak niebios na ziemi, „radość niewysłowiona i chwalebna”! (1 P 1,8). Niebo… Czy nie nazbyt mało o nim myślimy? To takie miejsce, gdzie każdy chciałby się udać, byle jeszcze nie teraz. Dla wielu chrześcijan niebo to ostateczność, to coś, co może uznać za perspektywę korzystną jedynie człowiek zbyt stary i zbyt chory, by używać przyjemności oferowanych przez ten niegodziwy świat. Czy można szczerze pragnąć Boga w swoim życiu, skoro z tylko wielkimi oporami byłoby się skłonnym zamienić ziemię na niebo? Bo niebo to przecież przebywanie w Jego obecności. Czy naprawdę pragniemy Jego bliskiej obecności, czy radujemy się z niej? Czy przypadkiem niebo to nie siedzenie przez całą wieczność w kościele: nuda, zniecierpliwienie, spoglądanie na zegarek w oczekiwaniu na koniec? Cóż za bluźniercza wizja! Dowodząca z drugiej strony, jak mało Boga jest w dzisiejszych kościołach, pomimo deklaracji, że jest On tam obecny.
„Sprawiedliwy rozraduje się w Panu” – Bóg jest Bogiem radości. Przebywanie w Jego obecności to przebywanie w niepojętej szczęśliwości. Swoich wiernych uczniów Jezus wita w niebie takimi słowami: „Wejdź do radości Pana swego” (Mt 25,21.23). Wieczna radość? Dawid wiedział, co to znaczy: „Obfitość wesela jest przed obliczem Twoim, rozkosze po prawicy Twojej aż na wieki” (Ps 16,11; BG). Smak tej radości zaczynamy poznawać już w tym życiu, kiedy powierzamy się całkowicie w ręce Pana, ufając Jego miłości, wierząc Mu w pełni. Wtedy ze zdumieniem zaczynamy rozumieć, że „radość z PANA jest [naszą] ostoją” (Neh 8,10; BW). Podążanie za Jezusem przynosi radość każdego dnia, radość i dla nas, i dla Niego: „Będzie się radował z ciebie […] Będzie się weselił z ciebie tak, jak się weselą w święta” (Sof 3,17-18). Nawet prorocy przepowiadający nieposłusznym karę Bożą doświadczali tej radości w sercu i w życiu: „Lecz ja będę radował się w PANU, weselił sie w Bogu mojego zbawienia” (Hab 3,18). Im bliżej Pana chodzimy w świętości, tym większa jest nasza radość: „Wierni Twoi niech śpiewają radośnie!” (Ps 132,9). Autor słów jednej pieśni napisał: „Gdy Bóg jest blisko, serce unosi się radością, świat staje się rajem, gdy Bóg jest blisko”. Nawet gdy okoliczności się pogarszają, Bóg pozostaje ten sam. Nasze położenie tutaj na ziemi, choćby najbardziej opłakane, trwa tylko krótki czas – lecz nasz dom w niebie jest wieczny i bezpieczny. Ta nadzieja budzi w nas radość już dziś: „Bóg nadziei niechaj was napełni wszelką radością i pokojem w wierze”. Właśnie dlatego, że wierzymy w Niego, weselimy się radością niewysłowioną i chwalebną (1 P 1,8), radością, która daje siłę do przezwyciężenia trudności i do ukazywania światu, że Bóg jest dobry, a my jesteśmy w Jego ręku. Wiele się dziś mówi o „walce duchowej”, popadając nieraz w błąd i skrajności. Wielu chrześcijan poświęca na „gromienie demonów” czas, który należałoby przeznaczyć na oddawanie chwały Bogu. Miast skupiać się tak bardzo na szatanie i uzależniać od Niego tyle spraw na tej ziemi, dziękujmy Bogu, że „Ten, który jest w [nas], większy jest, aniżeli ten, który jest na świecie” (1 J 4,4). W tym jest nasze zwycięstwo: w dziękczynieniu, w chwale i w radości Pana!.
Autor: Dave Hunt