Niebezpieczne sidła – autor: Dave Hunt
„…czy chcę ludzi sobie zjednać, czy Boga? Albo czy staram się przypodobać ludziom? Bo gdybym nadal ludziom chciał się przypodobać, nie byłbym sługą Chrystusowym” (Ga 1,10; BW).
Cóż to za wielki honor i zaszczyt: być „sługą Chrystusowym”, posłusznym Jego przykazaniom, pełniącym Jego dzieło, reprezentującym Pana wszechświata na każdym miejscu, w każdym słowie i czynie, zwiastującym Go i wywyższającym pośród świata, który Go odrzucił i nienawidzi. Jak wspaniale jest odegrać choćby minimalną rolę w realizowaniu zamysłów Pana tu na ziemi. Świadomość, że nasze życie podoba się Zbawcy i oddaje chwałę Jego Ojcu w niebie (J 15,8), daje radość i głęboką satysfakcję, podobnie jak świadomość, że owoc naszych wysiłków i nagroda zań są „niezwiędłe” (1 P 1,4; 5,4) i „wiecznie trwałe w niebie” (por. 2 Kor 5,1; BT). To, do czego zostaliśmy powołani w Jezusie Chrystusie (Flp 3,14), jest największym i najwspanialszym powołaniem (Ef 4,1; Hbr 3,1)! Żaden inny cel nie byłby w stanie tak pobudzić naszych ambicji, pochłonąć uwagi, pozyskać serc!. Szatan, podstępny nieprzyjaciel, obmyślił oczywiście szereg pułapek i przeszkód mających zawrócić nas z drogi bądź skierować w złą stronę, z dala od Chrystusa. Niestrudzony geniusz naszego przeciwnika (1 P 5,8) wciąż tworzy pokusy zdolne uwieść nasze serce oraz fałszywe nauki zdolne omamić nasz umysł. Szatan chciałby odebrać naszemu Panu chwałę, która Mu się słusznie należy, pozbawić nas radości i nagrody płynących z posłuszeństwa Bogu i powstrzymać nas od ratowania zniewolonych w „sidłach diabła, który ich zmusza do pełnienia swojej woli” (2 Tm 2,26; BW). Na szczęście „jego zamysły […] są nam dobrze znane” (2 Kor 2,11). Jedyną nadzieją szatana jest wykorzystanie trzech wrodzonych słabości człowieka: „pożądliwości ciała i pożądliwości oczu, i pychy życia” (1 J 2,16).
Trzy „pięty Achillesa” – Wszystkie te trzy słabości wykorzystano w kuszeniu Ewy. Spostrzegła ona bowiem, że zakazane drzewo „ma owoce dobre do jedzenia [pożądliwość ciała] i że były miłe dla oczu [pożądliwość oczu] i godne pożądania dla zdobycia mądrości [pycha życia]” (1 Mojż 3,6). Powodowana tymi pożądliwościami postawiła siebie na pierwszym miejscu, spychając Boga na dalszy plan.
Szatan chciał spożytkować tę samą taktykę na Chrystusie (Mt 4,1-11; Łk 4,1-13). Gdy po czterdziestodniowym poście Jezus mocno osłabł z głodu, szatan kusił Go, żeby sprawił, „aby te kamienie stały się chlebem” (pożądliwość ciała), „pokazał mu wszystkie królestwa świata” (pożądliwość oczu) i zachęcał, aby rzucił się w dół z narożnika Świątyni, tak by Żydzi widząc aniołów przybywających Mu na ratunek, „aby nie zranił o kamień nogi swojej”, padli przed Nim ze czcią na kolana (pycha życia).
Jak być duchowym zwycięzcą – Zachowanie szatana w obu tych wypadkach obnaża cały jego repertuar. Łatwo możemy zatem rozpoznawać jego podstępy – przyznając zarazem, że na manowce wiodą nas nasze własne pożądliwości (Jk 1,14) – i możemy pokonać go, lecz nie naszą własną siłą, ale mocą Chrystusa, który żyje w nas. Chrystus pokonał szatana dzięki temu, że oparł się na Słowie Bożym („napisano”) i był posłuszny Ojcu („nie Moja, lecz Twoja wola niech się stanie” – Łk 22,42). Musimy naśladować Jego przykład. Ostateczną bronią, którą dysponuje szatan, jest groźba śmierci fizycznej. Groźba ta, wobec której zresztą Chrystus również stanął i przezwyciężył ją, stawia nas wobec wszystkich tych trzech pokus jednocześnie. Już od ogrodu w Edenie najpierwotniejszym instynktem człowieka jest instynkt samozachowawczy. Kurczowo trzymamy się tego świata, gdyż zwodniczo obiecuje on zaspokoić naszą „pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pychę życia”. Te trzy – jak pisze Jan – to „wszystko, co jest na świecie” (1 J 2,16). „Lęk przed śmiercią” sprawia, że ludzie „całe życie [są] w niewoli” (Hbr 2,15). Chrystus jednak przestrzegał, że „kto by chciał życie swoje zachować, utraci je”; obiecał natomiast: „kto by utracił życie swoje dla Mnie, odnajdzie je” (Mt 16,25). Innymi słowy, jeśli kurczowo trzymamy swoje życie dla siebie i boimy się bądź nie chcemy oddać wszystkiego Chrystusowi, stracimy prawdziwe życie, które Bóg ma dla nas w zanadrzu. Jeśli jednak ze względu na Chrystusa posłusznie i z miłością porzucimy życie, jakie chciałoby wieść nasze „ja”, to On sam zacznie żyć w nas prawdziwym życiem, dla którego nas stworzył i odkupił, życiem wielkiej radości pomimo prób i cierpień, które oddaje chwałę Bogu i nigdy się nie kończy.
„Nie bójcie się tych, którzy ciało zabijają” – Niedługo przed śmiercią Chrystus przestrzegł swych uczniów (i wszystkich, którzy w ciągu kolejnych stuleci mieli w Niego uwierzyć – a więc i nas), że przyjdzie czas, kiedy ceną uczniostwa będzie nasze ziemskie życie. Proroctwo to spełniło się. Miliony chrześcijan cierpiało prześladowania i tortury i zaznawało śmierci z rąk nieprzyjaciół Chrystusa. Taktyka taka jednak na nic się szatanowi nie zdała. Jak pisał Tertulian: „Krew męczenników jest nasieniem kościoła”. Nie znamy jak na razie prawdy, ale możliwe, że więcej dusz przyszło do Chrystusa i więcej osób oddało Mu życie dzięki męczeństwu pięciu młodych misjonarzy zabitych przez Indian Auca w Ekwadorze w 1956 roku, niż gdyby ludzie ci żyli dalej. Trzech spośród nich było moimi bliskimi przyjaciółmi i dobrze pamiętam, ile czasu spędziłem na płaczu i modlitwie, aż w końcu z bólem postanowiłem pogodzić się z faktem, że Bóg wie najlepiej. Przestroga Chrystusa zawierała jeszcze jedną, zaskakującą zapowiedź: niejeden zabijając Jego uczniów „będzie mniemał, że spełnia służbę Bożą” (J 16,2). Tego typu prześladowania i męczeństwo są zawsze najtrudniejsze. Nienawiść, tortury i śmierć z rąk tych, którzy otwarcie przyznają, że są przeciwko Chrystusowi, to całkiem co innego niż sytuacja, kiedy prześladowanie odbywa się w Jego imieniu i jest dziełem ludzi twierdzących, że Go miłują i że w ten sposób służą Bogu. W książce A Woman Rides the Beast udokumentowaliśmy wiele przykładów haniebnego rozumienia „służby Bożej”, kiedy to na przykład na polecenie papieży zabijano miliony prawdziwych wierzących czy kiedy w ramach inkwizycji w imię Chrystusa gorliwi duchowni bezlitośnie torturowali i mordowali swe ofiary. Choć szatan nie porzucił jeszcze do końca tej taktyki (np. w świecie islamskim czy krajach Ameryki Łacińskiej, gdzie po dziś dzień torturuje się i morduje prawdziwych wierzących), jego dzisiejsze metody są bardziej wysublimowane, a zatem skuteczniejsze. Ci, których ciała wtrącono do więzienia ze względu na Chrystusa, zachowali zdrowie duszy i ducha, doświadczając „chwalebnej wolności dzieci Bożych” (Rz 8,21). Dziś jednak ciała pozostają wolne i mogą do woli korzystać z popularności i przyjemności, jednakże dusza i duch znalazły się w niewoli lęku – lęku przed opinią innych i przed utratą ich przychylności, szacunku oraz dóbr materialnych, jakie daje popularność.
Niebezpieczne sidła – Salomon przestrzegał: „Lęk przed ludźmi nastawia na człowieka sidła” (Prz 29,25). Te niebezpieczne sidła to lęk przed tym, aby nikogo nie urazić, lęk przed krytyką pod naszym adresem, lęk przed utratą przyjaciół i przed izolacją, opuszczeniem, wzgardą ludzi, przed pominięciem przy awansie. Wszystkie tego rodzaju obawy, rodzące w nas słabość i kompromis, apostoł Paweł podsumował w Liście do Galacjan 1,10: „…gdybym nadal ludziom chciał się podobać, nie byłbym sługą Chrystusowym”. Naturalne pragnienie przypodobania się innym (zwłaszcza dysponującym wpływami i władzą), aby mieli o nas dobre mniemanie, to najskuteczniejsza pułapka szatana, zdolna uniemożliwić wierzącym faktyczną służbę Bogu. A najsilniejszymi jej narzędziami są sami chrześcijanie.
O wiele łatwiej dochować wierności Chrystusowi w obliczu szyderstw i przeszkód ze strony ateistów niż oprzeć się pozornie dobrodusznym napomnieniom braci, którzy przekonują, że powinniśmy być „bardziej pozytywni” i nie zrażać sobie ludzi, aby „skuteczniej działać”. Nietrudno odrzucić ewangelię fałszywą już na pierwszy rzut oka. Lecz nie tak już łatwo toczyć „walkę o wiarę” (Jd 3) przeciwko błędom ukrytym w nauce mającej bardzo biblijne pozory. Zwłaszcza jeśli naukę tę propagują wysoko cenieni chrześcijanie, w których życiu uzewnętrznia się obfity owoc dla Pana. Kto jest w stanie oprzeć się pochwałom ludzkim i pokusie, aby być powszechnie lubianym, a może i otrzymać ważne stanowisko w swoim kościele?. Ileż to razy z bólem pytałem się Pana, dlaczego tylu chrześcijan, a wśród nich wielu przywódców, godzi się na kompromis w Słowie Bożym, waży się rozmydlać Ewangelię i wdawać się w ekumeniczne alianse, w których prawda musi zejść na plan dalszy. Z pewnością w decyzjach tych ogromną rolę odgrywa właśnie pragnienie „przypodobania się ludziom”. Czy ono to skłoniło słynne osobistości amerykańskich kręgów ewangelikalnych do podpisania osławionego dokumentu „Ewangelikaliści i Katolicy Razem. Misja chrześcijańska w trzecim tysiącleciu” (Evangelicals and Catholics Together: Christian Mission in the Third Millennium)*?
Kogo się bać: ludzi czy Boga? – Rozważmy podobnie przygnębiający przykład. W piśmie The Catholic Herald z 2 czerwca 1993 roku poinformowano, że rabin Howard Hirsch z Temple Shalom w Colorado Springs i biskup rzymskokatolicki w tym mieście Richard Hanifen byli oburzeni faktem „ewangelizowania w szkole młodzieży wyznania żydowskiego i katolickiego”. Obaj spotkali się w tej sprawie z miejscowymi przywódcami ewangelikalnymi, którzy zgodzili się, że ewangelizacja tego rodzaju jest niewłaściwa. Wierzącym uczniom udzielono nagany, że usiłowali ocalić od potępienia swoich kolegów i dochowali posłuszeństwa Chrystusowi, „głosząc Ewangelię wszystkiemu stworzeniu” (Mk 16,15). Podpisano zatem „Przymierze o wzajemnym poszanowaniu”, w którym strony – „oddane ideom sprawiedliwości, miłosierdzia, prawości i pokoju dla wszystkich” – zobowiązały się szanować swoje zróżnicowane przekonania i unikać „polaryzacji”. Wyobraźmy sobie Piotra, Jakuba czy Jana, jak po wydanym przez Sanhedryn zakazie głoszenia Ewangelii podpisują zobowiązanie o zaprzestaniu takiej działalności ze względu na poszanowanie zróżnicowanych wierzeń obywateli cesarstwa rzymskiego! Wyobraźmy sobie Eliasza podpisującego taką ugodę z prorokami Baala albo apostoła Pawła uzgadniającego zawieszenie broni z judaizującymi chrześcijanami bądź faryzeuszami w Jerozolimie albo pogańskimi kapłanami w Efezie. Gdyby Jezus poszedł na taki układ z uczonymi w Piśmie, nigdy nie zawisłby na krzyżu!. Przymierze to opublikowano w lokalnej prasie pod tytułem „Poselstwo do mieszkańców Colorado Springs”, a prócz Hirscha i Hanifena podpisały je takie osobistości jak prezes Focus on the Family [organizacja Jamesa Dobsona], prezes International Students Inc., dyrektor Institute of Youth Ministries, dyrektor Misji Nawigatorów na teren USA oraz wielu miejscowych duszpasterzy, część ewangelikalnych, a część nie. Lauren Libby, wiceprezes Nawigatorów, pochwalił ten przedziwny kompromis: „Dobrze widzieć Ciało Chrystusa w Colorado Springs zjednoczone”. Owszem, byłoby to dobre, gdyby jednak zjednoczyło się ono na gruncie prawdy. Wszędzie dostrzegamy obfity owoc lęku przed ludźmi i na pozór chwalebnego pragnienia przypodobania się im. Cierpi z tej przyczyny każda rodzina. Najtrudniej świadczyć własnym domownikom. Uczciwe podzielenie się Ewangelią często kończy się zerwaniem więzów rodzinnych i towarzyskich. Podobna presja, aby unikać sytuacji potencjalnie krępujących, panuje też w różnych kręgach towarzyskich i klubach, jak np. Rotarianie. Chrześcijanie przestają być sługami Chrystusa, z lęku, że prawda może urazić ich przyjaciół. Niestety, podobny lęk spotyka się też w grupach wierzących. Lęk przed ludźmi opanował Koalicję Chrześcijańską Pata Robertsona, gdzie chrześcijanie ewangelikalni, katolicy, mormoni, humaniści oraz przedstawiciele innych światopoglądów zjednoczyli się w działaniach na rzecz konserwatywnych celów politycznych i społecznych. Nie ma tam miejsca na uczciwe świadectwo o Chrystusie, gdyż takie „uraziłoby” co poniektórych członków koalicji i spowodowało jej rozpad. W wielu grupach tego rodzaju chrześcijanie muszą nabrać wody w usta w sprawach istotnych dla wieczności i oddać się czynieniu dobra o znaczeniu jedynie doczesnym. To lęk przed ludźmi zrodził pojęcie „poprawności politycznej”. Członek danej partii musi trzymać się jej linii, jeśli chce zrobić karierę. Ta niewidzialna, a przecież jakże skuteczna metoda zastraszania nazywa się „establishmentem”. Dostrzegamy ją w środowisku naukowym, gdzie wielu uczonych zdając sobie sprawę, że teoria ewolucji to fałszerstwo, mimo to nie mówi o tym głośno, obawiając się o posadę. Świat chrześcijański wpadł w te same sidła. Nieraz spotykam przywódców, którzy zgadzają się ze mną, gdy rozmawiamy prywatnie, lecz publicznie dystansują się ode mnie, a nawet krytykują mnie, bojąc się urazić takie czy inne osoby wpływowe. W sidła te wpadły też chrześcijańskie mass media. Gościowi sieci telewizyjnych CBN czy TBN, a nawet Moody Radio i innych nie wolno powiedzieć nic, co mogłoby urazić słuchaczy i sponsorów, wskutek czego często nie można powiedzieć tam prawdy w miłości. Ogromnymi wpływami dysponuje establishment „psychologii chrześcijańskiej”. Odmawia mi się wstępu do większości chrześcijańskich stacji radiowych i telewizyjnych, gdyż to, co mówię, podważa zaufanie do ogromnego i bardzo zyskownego biznesu, który przynosi radiu chrześcijańskiemu największe wpływy z reklamy.
Sądźmy sprawiedliwie – „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni” (Mt 7,1) – tak uzasadnia się brak sprzeciwu wobec fałszywych nauk. A przecież Jezus mówi także: „Strzeżcie się fałszywych proroków […] po owocach poznacie ich” (w. 15-20). Mamy więc rozpoznawać fałszywych proroków i strzec się ich, co na pewno obejmuje także ostrzeganie innych. Chrystus zresztą zganił faryzeuszy, że nie umieją „osądzić, co jest sprawiedliwe” (Łk 12,57); polecił też: „…sądźcie sprawiedliwie” (J 7,24). A zatem mamy nakaz, aby sądzić – w przeciwnym razie jak moglibyśmy „strofować wobec wszystkich […] tych, którzy grzeszą” (1 Tm 5,20)? Apostoł Paweł skarcił koryntian, że nie osądzili tych, którzy są w kościele (1 Kor 6,12-6,5), nie krył też, że jego słuchacze mają „osądzać”, a jeśli konieczne, poprawiać to, czego naucza się w kościele (14,29-31). Niestety, coraz silniejsza jest tendencja, by głosząc Jezusa odwoływać się do „pożądliwości ciała, pożądliwości oczu i pychy życia”. Lecz ci, którzy w taki sposób „przyjmują Chrystusa”, przyjmują de facto „inną ewangelię” o „innym Jezusie” (2 Kor 11,4). Istnieje coś takiego jak „zgorszenie krzyża” (Gal 5,11). Ewangelia obliczona na to, by nikogo nie urazić, to fałszerstwo, które raczej zgubi, niż zbawi. Trwajmy przy prawdzie Słowa Bożego z miłości ku Panu i ku duszom, za które umarł. I niech Bóg ustrzeże nas od niebezpiecznych sideł „[miłowania] bardziej chwały ludzkiej niż chwały Bożej” (J 12,43)! Nie można jednocześnie „służyć Bogu i mamonie” (Mt 6,24). Z całą starannością dokonajmy więc właściwego wyboru.
Autor: Dave Hunt